Strony

poniedziałek, 30 listopada 2015

158# Endgame. Klucz Niebios - James Frey

"Żyjcie, umierajcie, kradnijcie, kochajcie, nienawidźcie, zdradzajcie, mścijcie się. Co tylko chcecie. Endgame jest zagadką życia, powodem śmierci. Grajcie. Co ma być to będzie.".



Tytuł: Endgame. Klucz Niebios
Autor: James Frey (pochodzenie: Stany Zjednoczone)
Seria: Endgame, tom 2
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: październik 2015
Liczba stron: 512
Forma: papierowa (moja biblioteczka)
Moja ocena - 8+/10



WSTĘPNIE...

       Pierwszy tom serii "Endgame" całkowicie mnie zaskoczył. Koncepcja stworzona przez Jamesa Freya oraz Nilsa Johnsona-Sheltona to nie tylko powieść, ale również gra w świecie realnym o wielkie pieniądze, do której może przystąpić każdy. Pierwsza część to dopiero początek zmagań 12 Graczy wywodzących się z pradawnych ludów. "Endgame. Wezwanie" zakończyło się na zdobyciu pierwszego klucza - Klucza Ziemi przez jedną z uczestniczek. Drugi tom, jak wskazuje tytuł dotyczył będzie poszukiwań drugiego - Klucza Niebios. Komu tym razem uda przybliżyć się do zwycięstwa? Przy życiu zostało ośmioro Graczy. Ale czy na pewno? 

TROCHĘ O FABULE I MOICH PRZEMYŚLENIACH...

     Poprzednio zachwycałam się cudowną okładką "Wezwania", która przypominała mieniące się złoto. Tym razem kolor okładki jest krwisto-czerwony... czyli taki, jak fabuła - bardzo krwista. Rywalizacja zdecydowanie się zaostrza. Zasady gry całkowicie ulegają zmianie. Wcześniej o Endgame wiedziało niewiele osób, tylko garstka wtajemniczonych. Była to rywalizacja pomiędzy przedstawicielami starożytnych ludów. Natomiast teraz o Grze dowiadują się różne organizacje: od CIA począwszy, na MI6 skończywszy i... cała ludzkość. Jeden Klucz został odnaleziony, wiec reszta Graczy czuje się zagrożona i jeszcze bardziej zdeterminowana, aby znaleźć kolejny. Choć nie wszyscy. Mamy tutaj gamę przeróżnych postaci - od tych bezwzględnych, którzy przed oczami widzą jedynie zwycięstwo po trupach, do tych "delikatniejszych", dla których Endgame zło, a nie cel życia. Przez myśl im przechodzi, że być może istnieje inna opcja, niż wcześniej zakładane dwie: umrzeć lub wygrać. Być może da się przerwać Grę i uratować większość populacji, a nie tylko potomków jednego ludu. 

          W tej części już trochę lepiej poznajemy bohaterów i bardziej zarysowują się ich prawdziwe charaktery. Cieszę się, że więcej fabuły dostał Hilal, bo według mnie jego wątek jest najciekawszy. Aksumowie są naprawdę bardzo starym ludem i związane są z nimi starożytne mity, miejsca i artefakty np. wcześniej wspomniana przeze mnie Arka Przymierza. Drugim z kolei najciekawszym wątkiem jest Aisling, czyli jej współpraca z organizacją rządową i chęć zatrzymania Gry. Niestety wątek Olmeka i Cahokianki trochę stracił na świeżości z "Wezwania" i o nich już tak ciekawie nie było. Ato głównie przez śmierć jednej osoby, która była mocno powiązana z tymi dwoma Graczami. Na prowadzenie zaś wyszła inna osoba, której pomysły dotyczące kryjówek, bomb, czy sposobów ucieczek są niezmiernie oryginalne i nieograniczone. Natomiast największym zaskoczeniem jest tytułowy Klucz Niebios. Jak to powiedziała Aisling "Stwórcy bardzo cwanie to wymyślili". I to jest prawda. 

          Książka jest wielogatunkowa: na pewno jest w niej dużo sci-fi (np. liczby pojawiające się znikąd), trochę fantastyki, sporo realistycznego thrillera, czy powieści akcji (FBI depczące bohaterom po piętach, wszystkie sceny walk, wybuchy), ale również pewne elementy religijne i mityczne (Bogowie, czyli Stwórcy, Arka Przymierza, starożytne artefakty i lokacje). Początkowo koncepcja przypominała nieco "Igrzyska śmierci", ale właściwie tylko koncepcja. Jest to całkowicie inna historia, z innymi zaletami, wątkami i z inną konstrukcją. 

PODSUMOWUJĄC...

          Wiedziałam, spodziewałam się, byłam przygotowana na szok czytając te książkę, bo pamiętam w jaką konsternacje wprawił mnie pierwszy tom. Ale "Klucz Niebios"? To jest całkowita masakra. Po finałowym rozdziale ciężko jest dojść do siebie, bo emocje spowodowane pogonią za Kluczem Niebios są niewyobrażalne. Czułam się, jakbym oglądała naprawdę porywający film akcji. Więc kumulacja emocji przy lekturze ostatnich stron sięgnęła zenitu. I nie mam pojęcia, jak dotrwać do premiery finałowego tomu o 12 Graczach Endgame, najchętniej już bym poznała zakończenie zmagań bohaterów!

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję wydawnictwu

piątek, 27 listopada 2015

157# Tajemnice zamku - Lucinda Riley




Tytuł: Tajemnice zamku
Autor: Lucinda Riley (pochodzenie: Irlandia)
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania:  wrzesień 2015
Liczba stron: 512
Forma: własna biblioteczka
Moja ocena - 9/10



WSTĘPNIE...

     Lucinda Riley już wcześniej zachwyciła mnie dwiema książkami: "Domem orchidei" oraz "Dziewczyną na klifie". Dlatego, gdy zobaczyłam, że Albatros w końcu wydał kolejną jej powieść, od razu zapragnęłam ją kupić i przeczytać.

TROCHĘ O FABULE I MOICH PRZEMYŚLENIACH...

          
Emilie to trochę zagubiona młoda kobieta, która nagle dziedziczy wielki zamek, który jest w posiadaniu jej rodziny od kilkudziesięciu lat. Po śmierci matki, z którą łączyły ją bardzo chłodne stosunki, Emilie pragnie po prostu sprzedać posiadłość i wrócić do swojego prostego życia jako lekarz weterynarii. Nigdy nie czuła się jak dziedziczka wielkiego, arystokratycznego rodu, dlatego ciężar spadku ją przytłacza. Jednak gdy powraca do zamku po wielu latach nieobecności zaczyna jej być szkoda wielkiej biblioteki liczącej ponad 2000 unikatowych książek, gdzie spędzała wraz z ojcem Eduardem wiele czasu. Spotyka również mężczyznę, który wydaje jej się być ideałem. Sebastian pomaga jej i ratuje przed załamaniem, za co dziewczyna jest bardzo wdzięczna. Jak skończy się jej miłość do Sebastiana oraz czy uda jej się rozwikłać zagadkę, na którą natrafia w piwnicach pod winnicą?

          Przenosimy się kilkadziesiąt lat wstecz, gdy w Europie szaleje II wojna światowa. Constance jest sekretarką, jednak zostaje zauważona i doceniona przez swoich przełożonych. Zaczyna szkolić się na brytyjską agentkę, która ma zostać przerzucona do Francji, aby pomagać w ruchu oporu. Jednak już pierwszego dnia wszystko idzie nie tak, jak powinno. Poznaje Eduarda de la Martinières i jego siostrę Sophię. Od tamtej pory jej losy łączą się z arystokratyczną rodziną, początkowo w ich mieszkaniu w Paryżu, a następnie w zamku. Jak skończy się historia Connie?

          Nie dosyć, że uwielbiam wątki kobiet-szpiegów w czasach II wojny światowej (a we Francji to już zwłaszcza, bo jestem od dawna bardzo zainteresowana francuskim Resistance) to jeszcze odkrywanie rodzinnej tajemnicy sprzed lat, gdzie głównym tłem jest wielki, staroświecki zamek oraz otaczająca go winnica... No idealna fabuła dla mnie! Taką historię oczywiście też można zepsuć, ale na szczęście na Lucindzie Riley jeszcze się nie zawiodłam, więc byłam spokojna o tę powieść. I miałam rację, bo nawet przy rewelacyjnych poprzedniczkach, "Tajemnice zamku" i tak biją je na głowę! Było tutaj wszystko, co kocham w książkach w tym stylu: odkrywanie tajemnicy sprzed lat dzięki staremu dziennikowi z listami, ogromna posiadłość, w której wiele lat temu zdarzył się incydent, który zaważył na następnych pokoleniach i ciekawa główna bohaterka. Choć tutaj mam na myśli raczej Constance, bo Emilie niczym szczególnym się akurat nie wyróżnia. Natomiast Connie to inteligentna, piękna Brytyjka, która naraża swoje życie, aby wspomóc francuski ruch oporu. To mówi samo za siebie.
        
PODSUMOWUJĄC...

          
Nie mogę się doczekać kolejnych książek autorki. Odkąd przeczytałam "Dom orchidei" wypatruję jej dzieł co jakiś czas... Oby tym razem jej kolejna powieść została szybciej wydana w Polsce. Polecam!

wtorek, 24 listopada 2015

Top 3 - lepsze ekranizacje od książki? (Dyskusja)

Wśród moli książkowych istnieje powszechne uznanie, że książka zawsze jest lepsza od filmu. Bardzo często się spotkałam z takimi opiniami, ale czy to prawda? Według mnie zdecydowanie nie, bo bardzo często oglądałam ekranizacje o wiele lepsze od książek i wcale nie jest to obraźliwe dla literaturowego pierwowzoru. Kocham książki, a filmy lubię, jednak nie mam klapek na oczach - czasem film jest po prostu lepszy. Poniżej przedstawię Wam 3 ekranizacje, które całkowicie mnie zachwyciły, natomiast powieści... nie koniecznie.


3. Z dala od zgiełku - Thomas Hardy

Kilkakrotnie sięgałam po literaturę klasyczną, jednak zawsze z marnym skutkiem. Muszę po prostu dać za wygraną i zaakceptować, że mi się klasyczna literatura nie podoba i jej fanką nigdy nie będę. Tak właśnie było z dziełem słynnego pisarza - Thomasa Hardy'ego - "Z dala od zgiełku". Fabuła nawet mi się podobała, jednak wykonanie i słownictwo strasznie mnie męczyło. Przy tej książce trochę się znudziłam. Jednak film z Carey Mulligan i Matthiasem Schoenaertsem to całkiem inna historia, gdyż oglądałam go z wielkim zainteresowaniem. Wielki szacunek dla Carey, która wyśmienicie wcieliła się w rolę Batseby.


2. Najdłuższa podróż - Nicholas Sparks


Jak przeczytałam tę powieść zaledwie kilka dni po jej premierze w Polsce, to trochę zwątpiłam w Sparksa i w jego możliwości dalszego tworzenia... (na szczęście później przeczytałam "Dla ciebie wszystko" i trochę uspokoiło mnie to, że Sparks jednak dalej potrafi dobrze pisać). Uważam, że "Najdłuższa podróż" jest najgorszą książką w jego dorobku. Jest nudna, przewidywalna (a pisarz przecież naprawdę czasem potrafi zaskoczyć), a bohaterowie denerwujący. Jednak jak to ma w zwyczaju, zawsze po lekturze przychodzi czas na obejrzenie adaptacji. Filmem z Britt Robertson i Scottem Eastwoodem w roli głównej byłam zachwycona! Ich miłość jest tak słodka, jak powinna być, bo myślę, że taki był zamysł autora, choć jemu to nie za bardzo wyszło. Pomiędzy aktorami czuć było chemię i naprawdę przyjemnie się ich oglądało.


1. "Żona podróżnika w czasie"/"Zaklęci w czasie" - Audrey Niffenegger


Mimo szczerych chęci, nie udało mi się przebrnąć przez książkę Audrey Niffenegger pt." "Żona podróżnika w czasie". Najpierw obejrzałam film, a dopiero później dowiedziałam się, że powstał na podstawie powieści. Jakaż była moja radość i oczekiwanie, gdy po tym cudownym filmie sięgnęłam po książkę, bo myślałam, że taki film to musiał powstać na podstawie naprawdę czegoś rewelacyjnego... Nawet nie pamiętam ile stron przeczytałam, ale raczej niewiele, bo nie miało to nic wspólnego ze słodką parą jaką stworzyli Henry De Tamble i Rachel McAdams. Razem przedstawili świetną historię, czego niestety nie mogę powiedzieć o powieści.


***
A wy co myślicie o tych powieściach i ich ekranizacjach które przedstawiłam?
Czy również możecie podać kilka przykładów, gdzie film wygrywa z książką?

niedziela, 22 listopada 2015

156# Złodziejska magia - Trudi Canavan

"Wątpisz. To jakiś początek. Wątpliwości niczego nie wykluczają."




Tytuł: Złodziejska magia
Autor: Trudi Canavan (pochodzenie: Australia)
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania:  maj 2014
Liczba stron: 560
Forma: ebook
Moja ocena - 7/10



WSTĘPNIE...

          O Trudi Canavan słyszałam wielokrotnie, że jest mistrzynią fantastyki, głównie za sprawa jej serii "Trylogia Czarnego Maga". Zatem ja, fanka fantastyki, musiałam sama się przekonać, że miano jej nadane jest słuszne (oczywiście według mnie). Jednak postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom serii "Prawo Millenium", gdyż premiera drugiego tomu zbliża się wielkimi krokami.

TROCHĘ O FABULE I MOICH PRZEMYŚLENIACH...

          Głównym bohaterem jest Tyen, który studiuje historię oraz magię w Akademii. Studenci drugiego kierunku często wybierają się na wyprawy w poszukiwaniu wartościowych artefaktów, które zasiliłyby majątek szkoły. Na jednej z takich wypraw Tyen znajduje bardzo starą książkę. Początkowo czuje lekki zawód, mimo że uwielbia stare woluminy. Jednak zdaje sobie sprawę, że ten przedmiot dla władz uczelni nie będzie zbyt cenny w porównaniu do rzeczy wartościowych cenowo. Jednak okazuje się, że po dotknięciu, książka czyta w jego myślach i swoje odpowiedzi zapisuje na kartkach, które później (odpowiedzi) znikają... Okazuje się, że znaleziony artefakt był kiedyś kobietą z krwi i kości o imieniu Vella, którą potężny czarodziej Roporien przemienił w książkę. Tyel postanawia zatrzymać ją dla siebie, dopóki nie pozna prawdziwej mocy magicznego przedmiotu. Niestety lubiany przez niego profesor Kilraker bardzo chce mieć w posiadaniu magiczną zdobycz i nie cofnie się przed niczym, aby ją zdobyć. Bohater zmuszony jest uciekać z Akademii...

          Po ponad 100 stronach poznajemy główną bohaterkę - Rielle. W jej świecie (Fyre) magia również istnieje, ale jej używanie jest zakazane, gdyż panuje przekonanie, że okrada się wtedy Anioły. I po śmierci człowieka one o tym wiedzą, więc można narazić się na ich gniew. Tylko nieliczne osoby widzą pozostałości po magii, zwane smugami. I główna bohaterka oczywiście również je widzi. Pewnego dnia wracając z zajęć w Świątyni, gdzie nauczają Kapłani Rielle zostaje napadnięta, a z opresji ratuje ją biedny malarz Izare. Od tamtej pory Rielle przestaje być dziewczynką wiecznie posłuszną rodzicom i jest zmuszona uciekać z domu... wprost w ramiona Izare. 

          Myślałam, że te dwa główne wątki i światy w końcu połączą się ze sobą, ale to nie nastąpiło. Czekałam na to całą książkę... Może w następnych częściach bohaterowie się spotkają? Nie potrafię powiedzieć, który wątek bardziej mnie zainteresował - bo z jednej strony mamy tajemniczy artefakt i dużo magii, o której uwielbiam czytać, a z drugiej anioły i zakazaną miłość. Oba wątki były ciekawe, a pomysł z przeplataniem się ich uważam za trafiony, gdyż wzbudziło to we mnie większą ciekawość. Gdy już całkowicie zostałam pochłonięta przez jedną opowieść ona nagle się kończyła, a zaczynała druga i chciało się ją szybko dokończyć, aby znowu powrócić do pierwszej, a wtedy... zostało się pochłoniętym przez drugą. I tak w kółko. 
        
PODSUMOWUJĄC...

         Mimo wielu pozytywnych aspektów w tej książce, po Trudi Canavan spodziewałam się czegoś o wiele lepszego. Może przez ten rozgłos miałam za duże wymagania, jednak bardzo chciałam pokochać świat przedstawiony przez autorkę, a jedynie go... polubiłam. Jednak na pewno sięgnę po kontynuację, która zbliża się wielkimi krokami, bo dobrze oceniam tę powieść. Chciałabym również przeczytać chyba najsłynniejszą serię autorki - Czarnego Maga.

czwartek, 19 listopada 2015

155# Ponieważ Cię kocham - Guillaume Musso

"Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć. To ciebie trzeba zmienić"




Tytuł: Ponieważ Cię kocham
Autor: Guillaume Musso (pochodzenie: Francja)
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania:  2009
Liczba stron: 301
Forma: ebook
Moja ocena - 8/10



WSTĘPNIE...

          "Ponieważ cię kocham" to dopiero druga powieść francuskiego pisarza Guillaume Musso, którą postanowiłam przeczytać. Pierwsza - "Wrócę do Ciebie" zrobiła na mnie tak wielkie wrażenie, że szybko zabrałam się za kolejną książkę pisarza.

TROCHĘ O FABULE I MOICH PRZEMYŚLENIACH...

          W pewien sposób łączą się losy trójki bohaterów - Marka, Alyson i Evie. W 2007 roku nagle znika 5-letnia córeczka Marka - Layla. Nikt nie żąda okupu, a policja jest bezradna. Mark załamuje się całkowicie i porzuca swoje dotychczasowe życie u boku pięknej i kochającej żony Nicole. Jednak nagle po równych pięciu latach Layla odnajduje się w tym samym miejscu, w którym zniknęła. Dziewczynka jest w wyjątkowo dobrym stanie, wydaje się, że nie przeżyła żadnej traumy. Marka spotyka kolejny szok, gdy jego żona Nicole postanawia zostawić jemu sprowadzenie ich córki do domu, a sama zostawia tylko list... W samolocie bohater spotyka 15-letnią Evie oraz 26-letnią Alyson, z którymi nawiązuje nić porozumienia. Jednak sprawy zaczynają stawać się dziwne, gdy Layla wyjawia, że w ciągu tych 5-lat spotykała się z matką, a tatuaż widniejący na plecach Alyson znajduje się również na rysunkach dziewczynki. Gdzie podziewała się przez te wszystkie lata? I co mają z tym wspólnego Evie i Alyson? Oraz najlepszy przyjaciel Marka Connor, z którym nie utrzymywał kontaktów od jakiegoś czasu?

          Musso po raz kolejny mnie zadziwił i zaskoczył zakończeniem. Nadal nie mogę po nim ochłonąć... Książkę czyta się w tak ekspresowym tempie, że nie mam pojęcia, kiedy ona się skończyła. Przecież dopiero co ją zaczynałam! Nie mogłam się od niej oderwać i przeczytałam ją prawie bez przerwy. Nie mogę porównać jej do żadnej innej, bo takich pomysłów jak Musso to chyba jednak nikt nie ma. Akcja jest bardzo dynamiczna, gdyż ciągle przeskakuje w czasie w formie retrospekcji różnych osób, które opowiadają lub przypominają sobie o różnych wydarzeniach z przeszłości, które mają wielki wpływ na fabułę i zakończenie. Akcja rozwija się w szybkim tempie i powoli wszystkie poboczne i osobne wątki łączą się w jeden główny i najważniejszy.

          Oczywiście po raz kolejny nie zabrakło wielkich refleksji i jakby małego zmuszenia do zastanowienia się nad własnym istnieniem, naszymi wyborami i sposobem na życie. Mimo tego, że wkrada się tutaj trochę filozofowania, to książka na pewno do ciężkich w odbiorze nie należy. Autor ważne tematy wplata w fabułę bardzo subtelnie i zachęca do chwili refleksji. Chyba muszę się przyzwyczaić, ze pisarz w bardzo dyskretny sposób zamienia swoje powieści w dramaty z domieszką psychologii oraz kryminału/thrillera. I może jeszcze sci-fi... Te gatunki są ze sobą połączone w bardzo ciekawy sposób. 
        
PODSUMOWUJĄC...

         Musso pisze naprawdę zaskakująco i aż boję się tego, co czeka mnie w innych jego powieściach. Jedno jest pewne - nie będę zgadywać o co chodzi w książce, bo stuprocentowo i tak nie trafię. Jaka następną książkę autora mi polecacie?

poniedziałek, 16 listopada 2015

154# Barça vs. Real. Wrogowie, którzy nie mogą bez siebie żyć - Alfredo Relaño






Tytuł: Barça vs. Real. Wrogowie, którzy nie mogą bez siebie żyć
Autor: Alfredo Relaño (pochodzenie: Hiszpania)
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania:  sierpień2014
Liczba stron: 440
Forma: własna biblioteczka
Moja ocena - 7/10



WSTĘPNIE...

     Książka "Barça vs. Real. Wrogowie, którzy nie mogą bez siebie żyć" autorstwa Alfredo Relano jest historią dwóch tytułowych klubów piłkarskich, która rozpoczyna się w I połowie XX wieku, a kończy w czasach teraźniejszych. 

TROCHĘ O FABULE I MOICH PRZEMYŚLENIACH...

           
Pepe Samitier, czyli legenda z pierwszych lat świetności Barcy przechodząc do Realu i strzelając gole w Gran Derbi, Luis Figo, którego znienawidzono w Barcelonie, czy Javier Saviola to tylko nieliczni ze znanych piłkarzy, którzy grali w trakcie swojej kariery w obu tych wspaniałych klubach. Ponad 100 lat zaciekle prowadzonej rywalizacji ze sobą sprawiło, że oba te kluby mają swoich fanów i wrogów na całym świecie. Moja uwaga została szczególnie poświęcona na ostatnie 20 lat tejże walki, gdyż najbardziej interesuje mnie współczesny futbol i gwiazdy, a nie dawne ikony futbolu. Książka działa na wyobraźnię i ukazuje drugie dno bycia człowiekiem futbolu światowego formatu, bez względu na to czy to trener, zawodnik lub prezes. 

          Czytając tę książkę odczuwałam emocje związane z walką o niepodległość Katalonii, najwyższym zwycięstwem Realu nad Barcą w historii tych klubów, czy z chorobą Érica Abidala i śmiercią Tito Vilanovy. Książka jest wyraźnie podzielona na dwa fronty. Na wewnętrznej części przedniej okładki książki zamieszczone są humorystycznie obraźliwe, sarkastyczne komentarze dotyczące Realu Madryt, natomiast na wewnętrznej części tylnej okładki opublikowane są śmieszne hasła o drużynie Barcelony. Dwa najlepsze z nich to według mnie: "Real Madryt nadal szuka piłki Ramosa" oraz "Barca swoimi podaniami zapełniła już cały urząd miejski". Te dwie wypowiedzi najlepiej oddają charakter tych drużyn. Jak zawsze w wydawanej przez SQN literaturze sportowej, tak i tutaj zamieszczona jest wkładka zdjęciowa z bohaterami obu drużyn. 

PODSUMOWUJĄC...

          
Książka wspaniale pokazuje czytelnikowi, czym jest największa sportowa rywalizacja w Hiszpanii zwana Gran Derbi. Zacięta walka między dwoma wielkimi zespołami piłkarskimi intryguje co roku miliony fanów futbolu. Błędne decyzje sędziów, faule, czy kontrowersyjne wypowiedzi w mediach trenerów w przeddzień meczu to tylko niewielka cząstka tego co jest zawarte w książce. Oba kluby "nie mogą żyć bez siebie", co oznacza, ze napędzają się do wzajemnego dążenia do ideału, tryumfów we wszystkich pucharach, zdobywaniu kolejnych trofeów, kibiców, a co najważniejsze do bycia lepszym, od drugiego. 

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję wydawnictwu

sobota, 14 listopada 2015

153# Kobiety z ulicy Grodzkiej. Wiktoria - Lucyna Olejniczak





Tytuł: Wiktoria
Autor: Lucyna Olejniczak (pochodzenie: Polska)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Seria: Kobiety z ulicy Grodzkiej, tom 2
Data wydania: listopad 2015
Liczba stron: 376
Forma: e-book
Moja ocena - 9/10



WSTĘPNIE...

         "Wiktoria" to druga część cyklu o Kobietach z ulicy Grodzkiej. Pierwszym tomem byłam całkowicie oczarowana, więc ucieszyłam się, że w tak krótkim czasie po przeczytaniu "Hanki" mam możliwość zapoznać się z dalszymi losami Wiktorii.  

TROCHĘ O FABULE I MOICH PRZEMYŚLENIACH...
     
         Wiktoria jest naprawdę rewelacyjną bohaterką i przypomina mi trochę Elizę z trylogii "Niepokorne" pani Agnieszki Wojdowicz. Jej dotychczasowe życie to wielkie pasmo nieszczęść: ojciec, wcześniej ceniony aptekarz okazał się gwałcicielem i mordercą, straciła miłość swojego życia, a jej brat musiał uciekać do Wiednia. Ale przynajmniej ojciec pozwolił jej studiować ukochaną farmaceutykę i po jego śmierci córka przejęła rodzinną aptekę. W drugim tomie Wiktoria postanawia odzyskać ukochanego, którego straciła przez pomyłkę i wybiera się w podróż do Paryża, aby go odnaleźć i sprowadzić z powrotem do Krakowa. Jednak jej rodzina została przeklęta przez jej umierającą matkę i niestety dziewczynę czekają kolejne nieszczęścia i niepowodzenia. Czy zła passa kiedyś się skończy i klątwa przestanie działać? I czy Wiktoria odnajdzie szczęście w miłości? I co, najważniejsze - u boku którego z mężczyzn?

          Historia jest doskonała, ciekawa i niezmiernie wciągająca. Jest dopracowana w każdym najmniejszym szczególe. Tę niezwykłość powieści dopełnia klimat XX-wiecznego Krakowa i Paryża, gdzie panują nieco inne zwyczaje. W 1912 roku stolica Francji zaczyna się zmieniać, jest nowoczesna i modna. Autorka świetnie oddała charakter tego miasta, jak również Krakowa. Już nie wspominając o niesamowitej aurze otaczającej "Aptekę pod Złotym Moździerzem". Dodatkowo wątek klątwy rzuconej na rodzinę aptekarza jest wielkim plusem, bo dzięki niemu nie można się nudzić przy czytaniu tej książki. Niestety przekleństwo rzucone przez Hankę ciągnie się za Wiktorią i nie daje o sobie zapomnieć. Towarzyszy jej w każdym momencie życia, choć czasem klątwa odpuszcza i wydaje się, że nad aptekarką ktoś czuwa z góry... Dlatego jestem niezmiernie ciekawa, jak potoczą się dalej losy rodziny Bernatówny. 

          W tej części pojawia się druga bardzo mocna bohaterka, która zyskuje sympatię od samego początku. Francuzka Ivonne pochodzi z arystokratycznego rodu, jednak matka wydziedzicza ją, gdy Ivonne nie chce poślubić podstarzałego markiza ani innego kandydata podsuniętego przez matkę. Francuzka jest wolną duszą, pragnie malować. Jest bardzo wybuchową, stanowczą i zdecydowaną osobą, wie czego chce od życia. Jej przeciwieństwo stanowi główna bohaterka, która jest delikatna i krucha, jednak gdy zmusza ją do tego sytuacja potrafi znaleźć w sobie siłę. Obie bohaterki uwielbiam. Zostały rewelacyjnie wykreowane przez autorkę i o ich losach chce się czytać wciąż, i wciąż i wciąż... 
Opowieść jest również bardzo zajmująca pod względem historycznym. Pani Olejniczak w subtelny sposób wplotła najważniejsze wydarzenia i zmiany historyczne, czy społeczne na początku XX wieku. Pokazała z jakimi trudnościami borykały się pierwsze kobiety studentki, na jakie potępienie były skazane kobiety, które chciały malować i zarazem sprzedawać swoje pracy. Wspomniała również o katastrofie Titanica, o zamachu na życie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żonę i oczywiście o tym, jak wyglądało "życie" żołnierzy na froncie podczas I wojny światowej. Ta książka zdecydowanie przypomniała mi i utwierdziła mnie w mojej wielkiej sympatii i przywiązaniu do powieści opowiadających o czasach sprzed kilkudziesięciu lat. 
        
PODSUMOWUJĄC...
          
          Pierwsza część mnie zafascynowała, ale nie zachwyciła tak, jak kontynuacja. Jestem spragniona dalszych losów kobiet z ulicy Grodzkiej! Mam nadzieję, że nie będzie trzeba długo czekać na kontynuację... Zwłaszcza po takim zakończeniu! Pani Lucyna Olejniczak dzięki swojej serii o silnych kobietach i ich zawiłych losach w pięknej scenerii XIX/XX-wiecznej Polski pod zaborami właśnie podbiła moje serce i zalicza się do ulubionych polskich pisarek.



Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu

środa, 11 listopada 2015

English Matters 54/2015





Czasopismo: English Matters 54/2015
Miesiąc: wrzesień/październik
Wydawnictwo: Colorful Media


This & That

Tym razem w "This & That" zostały przedstawione różne efekty i błędy popełniane przez ludzi. Np. efekt Pigmaliona polega na tym, że im większe mamy oczekiwania wobec ludzi, tym bardziej oni te oczekiwania spełniają. Bardzo psychologiczny artykuł i naprawdę mi się podobał. 

People and Lifestyle

Głównym artykułem w tym numerze jest "Prince Harry – the Spare to the Heir" (tł. "Książe Harry - rezerwa sukcesji") o znanym chyba wszystkim księciu Harry'm. Opisane są tutaj jego wpadki, o których wie cały świat, ale również o pozytywniejszych aspektach np.  o poświęceniu w armii i wspieraniu celów charytatywnych. 

"Tennessee Williams – the Hollywood factor through and through?" (tł. "Tennessee Williams – Hollywodzki czynnik na wskroś") opisuje historię tytułowego dramaturga i poety. Jest to wywiad z Dr Robertem Brayem, który jest znawcą autora. 

Jednym z ciekawszych artykułów jest "Haitian Lapologne" (tł. "Polonia na Haiti"), który opowiada o polskiej społeczności na tej wyspie. Haiti posiada bardzo ciekawą historię i walkę o niepodległość, a Polacy przyczynili się do tworzenia tej historii. Niestety polskie korzenie zanikają na Haiti, a języka polskiego słyszy się tam już coraz mniej. 

Czwartym tematem w tym dziale jest "Occupation - conference interpreter" (tł. "Zawód - tłumacz konferencyjny"). Jest to wywiad z człowiekiem, który z zawodu jest interpreterem. Tłumaczy on jaka jest różnica pomiędzy interpreterem, a tłumaczem oraz doradza, jak najlepiej zacząć uczyć się języków obcych i jakich błędów nie popełniać. Mówi również o cechach, które dobry interpreter powinien mieć. Witold Skowroński opowiada również o swoich doświadczeniach i o osobach, które spotkał dzięki swojej pracy. Artykuł na duży plus.

Culture


O serialu "The Walking Dead może przeczytać w artykule "Prime Time with the Undead" (tł. "Na antenie z nieumarłymi"). Serialu nie oglądam, gdyż ja niestety nie lubię zombie w filmach, czy serialach, jednak jestem pod wrażeniem bardzo wysokiej oglądalności, zwłaszcza, ze serial emituje telewizja kablowa, a nie ogólnodostępna.

Kolejnym artykułem jest "More Euro in Europe?" (tł. "Więcej Euro w Europie?"). Autor analizuje szanse wejścia Polski do strefy euro, pisze o korzyściach i stratach oraz o historii strefy euro. Uważam, że to niestety jeden z nudniejszych artykułów w tym numerze.

Travel

W podróż wybraliśmy się do Sztokholmu (artykuł: "Stock Check", tł. "Kontrola stanu), gdzie mogliśmy poznać najciekawsze miejsca, w których można zjeść lokalne potrawy i napić się mocnej kawy oraz co pozwiedzać i jak najlepiej spędzić wolny czas w tym pięknym, starym mieście. 


Language

Artykuł w tym dziale zatytułowany "Streecar burning with desire" (tł. "Tramwaj płonący pożądaniem") to najcięższy artykuł w numerze. Jest to sztuka wcześniej przedstawionego dramaturga Tennessee Williamsa, którą autor przeanalizował. 

Conversation matters


Lekcja tym razem dotyczyła różnych technik mówienia "nie" ("No means no! Refusing, Rejecting and Disagreeing", tł. "Nie, znaczy nie! Odmawianie, odrzucanie, nie zgadzanie się"). Przedstawione są tutaj przykłady m.in. grzecznej, asertywnej i niegrzecznej odmowy, wymiana poglądów, kłótnia. Jedna z ciekawszych lekcji jak do tej pory.

Leisure

Tym razem w tym dziale zamieszczono artykuł "Drifting - a Motorsport Craze" Artykuł chyba bardziej zaciekawiłby płeć męską ;)

Za możliwość przeczytania czasopisma dziękuję wydawnictwu

wtorek, 10 listopada 2015

152# - Szczęście do wzięcia - Jason F. Wright





Tytuł: Szczęście do wzięcia
Autor: Jason F. Wright (pochodzenie: Stany Zjednoczone)
Wydawnictwo: WAM
Data wydania:październik 2015
Liczba stron: 165
Forma: moja własna
Moja ocena - 7+/10



WSTĘPNIE...

         Niespodziewanie Wydawnictwo WAM przysłało mi propozycję zrecenzowania książki "Szczęście do wzięcia". Poprosiło również o możliwość rozpowszechnienia informacji o akcji charytatywnej, którą wspiera. Zainteresowała mnie sama akcja, jak również powieść Jasona F. Wrighta. 

TROCHĘ O FABULE I MOICH PRZEMYŚLENIACH...
     
         Hope może powiedzieć, że miała szczęście. Została porzucona przez matkę w restauracji i znalazła ją dobra kobieta, która sama bardzo pragnęła mieć dziecko i postanowiła się nią zaopiekować. Szczęście w nieszczęściu. Hope miała bardzo radosne dzieciństwo, zawsze była wspierana przez przybraną matkę Louise. Pod jej okiem wyrosła na piękną młodą kobietę, której wielkim marzeniem było zostać dziennikarką. Ale nie byle jaką, tylko taką, której artykuły znalazłyby się na pierwszej stronie czasopisma. Wielką tragedią jest dla niej nagła choroba matki, która prowadzi do jej śmierci. Wigilia Bożego Narodzenia, którą spędza samotnie staje się jeszcze trudniejsza, gdy odkrywa, że ktoś włamał się do jej mieszkania. Hope jest załamana, jednak wtedy pod drzwiami znajduje słoik wypełniony monetami i pieniędzmi papierowymi. Zastanawia się, kto mógłby chcieć jej pomóc dając taki podarunek i w internecie natrafia na kilka podobnych historii do niej. Postanawia napisać o tym artykuł, który tym razem na pewno trafi na pierwszą stronę gazety, a przecież do tego przez całe życie dążyła bohaterka.

          Uważam, że akcja polegająca na wkładaniu do słoika drobnych monet aż do Świąt Bożego Narodzenia i podarowaniu tego słoika komuś, kto jest w potrzebie jest naprawdę świetnie przemyślana. Bo przecież często mamy przeciążone kieszenie, czy portfele grosikami, a można by je było po prostu zbierać i przekazać komuś, kto tego bardziej potrzebuje. Zwłaszcza, że w podarunku nie chodzi jedynie o sam fakt oddania pieniędzy, ale o ludzką dobroć. Gdy ktoś ma wielki problem i dostanie taką pomoc od zupełnie obcego człowieka zapewne zaczyna nieco inaczej patrzeć na ludzi. Ten gest na pewno wpływa też na obdarowującego. Bo przecież pomaganie jest wspaniałe i każdy człowiek czuje się o wiele lepszy i dowartościowany, gdy wie, że sprawił komuś radość. Podobno książka "Szczęście do wzięcia" właśnie zapoczątkowała tę akcję na szeroką skalę. 

          Jednak książka nie opowiada jedynie o wspaniałości akcji słoika bożonarodzeniowego, w historii Hope chodzi o coś więcej. Jest to opowieść o potrzebie posiadania rodziny, byciu dla kimś ważną osobą, o którą ktoś chciałby się troszczyć. Hope odkrywa czym jest rodzina i jak wielkie błędy potrafi wybaczyć. I że jej miłość jest dużo ważniejsza od kariery. "Szczęście do wzięcia" to bardzo ciepłe opowiadanie. Jest to słowo najlepiej obrazujące całą książkę. Jest ona idealna na grudniowe wieczory, kiedy czuć już w powietrzu bożonarodzeniowa aurę. Klimatem książka przypomina mi bardzo niektóre powieści Richarda Paula Evansa. W jego dziełach również panuje podobny klimat, ciężki do opisania, bo tak nostalgiczny i wspaniały. Trzeba samemu go poczuć czytając np. "Szczęście do wzięcia". I pamiętajcie - dobre uczynki zawsze do nas wracają...

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu
Więcej o akcji wspieranej przez Wydawnictwo WAM dowiecie się pod tym linkiem.


niedziela, 8 listopada 2015

151# Sisi. Cesarzowa mimo woli - Allison Pataki

"Nic nie jest silniejsze od łagodności, nic nie jest łagodniejsze od prawdziwej siły."




Tytuł: Sisi. Cesarzowa mimo woli
Autor: Allison Pataki (pochodzenie: Stany Zjednoczone)
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania:  wrzesień 2015
Liczba stron: 368
Forma: ebook
Moja ocena - 8+/10



WSTĘPNIE...

          Jak tylko zobaczyłam, że powstała powieść o Sissi, wiedziałam, że po prostu muszę przeczytać o mojej ulubionej księżniczce z dzieciństwa i zweryfikować wiedzę którą posiadam z internetu z tym co jest napisane w powieści. Bardzo jestem zadowolona, że nie jest to typowa biografia, bo jak pisałam w recenzji Coco Chanel - nie lubię zwykłych, suchych biografii. Natomiast powieści biograficzne wręcz ubóstwiam, dlatego, że historię prawdziwej osoby można poznać czytając ją jak zwykłą powieść. 


TROCHĘ O FABULE I MOICH PRZEMYŚLENIACH...

          Elżbieta Bawarska, kojarzona przez większość jako Sissi jest znana niemal wszystkim, a zwłaszcza kobietom. Jestem pewna, że większość pań oglądała choć raz słynną serię filmów o Sissi z Romy Schneider w roli głównej. Sama jako mała dziewczynka oglądałam te filmy, gdy tylko pojawiały się w telewizji. Wtedy zachwycały mnie jej pięknie upięte rude włosy oraz olśniewające sukienki. Prawdziwa księżniczka, a jak wiadomo dziewczynki lubią oglądać królewny i księżniczki. Jak byłam trochę starsza (w wieku nastoletnim) to czarowała mnie miłość pomiędzy Sissi a jej bardzo przystojnym mężem cesarzem Franciszkiem Józefem. Była przecież taka romantyczna... Jak z bajki oczywiście. Natomiast teraz oglądając filmy o Elżbiecie Bawarskiej widzę o wiele więcej. Ale nie o filmie jest ta recenzja, lecz o rewelacyjnej powieści biograficznej Allison Pataki.

          Powieść zaczyna się w momencie, gdy Sissi ma 15 lat. Wraz z rodzicami i kilkorgiem rodzeństwa żyje w pięknym zamku Possenhofen, który po prostu uwielbia. Pomimo tego, że jest córką księcia, Sissi nie jest przyzwyczajona do dworskiej etykiety. Jest wolnym duchem, uwielbia jeździć konno i czytać wiersze na świeżym powietrzu. Jej najlepszą przyjaciółką jest trzy lata starsza siostra Helena. Pewnego dnia w trakcie posiłku, matka dziewczyn ma do zakomunikowania ważną nowinę. Mianowicie obecnie panujący cesarz Franciszek Józef, ich kuzyn, musi w końcu się ożenić i spłodzić potomka. Jego matka, cesarzowa Zofia w tej roli widzi Helenę. W taki sposób Helena, jej matka oraz towarzysząca im Sissi wybierają się w podróż do Bad Ischl, aby poznać narzeczonego najstarszej z dziewczynek. Niestety Helena nie jest uszczęśliwiona perspektywą wyjścia za mąż, a co dopiero zostania cesarzową. Najchętniej zostałaby całe życie w Possi albo wstąpiła do klasztoru. Natomiast Sissi bardzo cieszy się z podróży do wielkiego świata. Na miejscu wszystko zostaje wywrócone do góry nogami, gdy to Sissi, a nie Helena zachwyca Franciszka... W ten sposób tworzy się najsławniejsza i podobno najpiękniejsza cesarzowa, o jakiej słyszał świat. 

          Ciężko opisać uczucia, jakie towarzyszyły mi przy czytaniu tej historii. Od zawsze byłam zachwycona Sissi, uwielbiałam ją. Jednak w tym uwielbieniu zawsze chodziło bardziej o film i o historię Sissi, którą przedstawił reżyser, a która różniła się od prawdziwego życia cesarzowej. Faktycznie początek historii Sissi jest jak z bajki o Kopciuszku. Oto mamy bawarską księżniczkę, żyjącą na skraju wielkiego świata, w sielskim zameczku w Possenhofen. Nagle przeżywa wielką i romantyczną miłość, o jakiej zawsze marzyła. Jednak dalsze jej losy nie są wcale takie kolorowe. Sissi musiała diametralnie zmienić swoje życie i przyzwyczajenia. Miał ją oglądać cały świat, więc musiała nauczyć się nienagannych manier. O beztroskim życiu, jakie wiodła w dzieciństwie nie było już mowy. Na każdym kroku zadanie to utrudniała jej teściowa, która nie była zadowolona z wyboru syna. Po kilku latach małżeństwa czar prysł i Sissi przestała być szczęśliwa z mężem (choć film pokazywał całkiem inne relacje pary). Cesarzowej można naprawdę współczuć. Mimo ciągle otaczającej ją służby ona ciągle czuła się samotna. Była matką, a nie mogła spędzać ze swoimi dziećmi czasu. Jej zadanie sprowadzało się do rodzenia dzieci i odpoczywania... Wyłącznie do rodzenia, bo do wychowywania Sissi już się nie nadawała. Jej losy faktycznie są dramatyczne. Po śmierci jednej z córek zapadła na depresję (choć wtedy taki termin nie istniał). Naprawdę kochała swoje dzieci, ale jej walka o nie była niestety od samego początku przegrana. 
        
PODSUMOWUJĄC...

         Historia jest cudowna. Bardzo się cieszę, że mogłam przeczytać powieść biograficzną o jednej z moich "idolek" z dzieciństwa.

czwartek, 5 listopada 2015

Podsumowanie miesiąca - październik 2015

Czas na książkowe podsumowanie miesiąca. W październiku przeczytałam 7 książek, czyli dwie mniej niż we wrześniu. Łącznie - 3262 stron, około 105 stron dziennie.

Książki przeze mnie przeczytane to:




Przeczytałam: 1 powieść społeczno-obyczajową w dawnych czasach, 1 dramat, 1 kryminał, 1 fantastyczną, 1 sci-fi, 1 faktu, 1 biografię.

Literatura pod względem narodowości autora też była zróżnicowana:
- 3 książek z literatury amerykańskiej
- 2 książki z literatury polskiej
- 1 książka z literatury francuskiej
- 1 książka z literatury irlandzkiej

Przeczytałam 6 książek z własnej kolekcji i 1 e-booka.

Mam 232 (+1) obserwatorów bloga i 289 (+6) obserwatorów profilu. Ponad 89000 (+4700) osób odwiedziło mojego bloga. Średnia na dzień to 119 wyświetleń.